Kosmetyki Teściowej cz.1 - demakijaż
Postanowiłam, że oprócz recenzji będę publikowała tutaj wpisy dotyczące kosmetyków, które miałam okazję używać raz albo najwyżej kilka razy. Czyli takie pierwsze wrażenia. Miejscem strategicznym moich testów jest łazienka teściowej. Często przyjeżdżamy do niej na weekend żeby odpocząć trochę na wsi i naładować akumlatory przed czekającym nas tygodniem. Zbiory kosmetyczne mojej teściowej to prawdziwe królestwo. Kosmetyki są dosłownie wszędzie: w łazience, w szafkach, w garderobie, w pudełkach na strychu. Jest ich całe mnóstwo. Nie ma tutaj w pobliżu Rossmanna i królują marki oferujące sprzedaż wysyłkową m.in. Avon.Testuję sobie tu wszystko legalnie, bo moja teściowa to fajna babka :). W łazience pomału zaczynają znikać Avony, bo nauczyłam ją czytać recenzje na wizażu. Wczoraj jednak przeżyłam dosłowną katorgę przy demakijażu. Nie zabrałam sobie mojego ulubionego mleczka Biocura, po którym nie szczypią mnie oczy >>KLIK<< i musiałam użyć tego, co było w łazience. Próbowałam wszystkiego, ale co jeden preparat to gorszy. Oczy na drugi dzień mam spuchnięte. Dzisiaj wolałam umyć twarz samą wodą.
Po kolei... oto wczorajsi winowajcy:
Avon, Żel do mycia twarzy Anew Vitale, cena: 19-21 zł - do twarzy jeszcze najlepszy ze wszystkich, ale oczy szczypały strasznie.
Mleczko do oczyszczania twarzy Anew Ultimate 7S, cena: 21-25 zł - producent opisuje je jako hipoalergiczne mleczko do skóry wrażliwej. Ratunku!!! Czułam się jakbym położyła na twarzy kwas.