Inspiracje: FRYZURY NA SYLWESTRA!
Jak co roku przeszukuję Internet w poszukiwaniu fryzur na Sylwestra, chociaż raczej jestem antytalentem jeśli chodzi o tego typu rzeczy. Nie umiem się sama ładnie uczesać ale liczę, że przeglądając tutoriale i próbując w końcu mi coś wyjdzie. Dlaczego nie pójdę po prostu w rozpuszczonych? Niestety, moje włosy wyglądają ładnie tylko po rozczesaniu i wysuszeniu, później zaczynają się puszyć i zbijać w strąki. Nie pomaga tu żadna prostownica, lakier, jedwab ani nic z tych rzeczy a nawet pogarszają sprawę. Wystarczy, że dwa razy zatańczę i na głowie mam szopę jak dziki buszmen. W takim razie dlaczego nie pójdę do fryzjerki? Moja mama zawsze powtarzała, że szkoda pieniędzy na takie rzeczy i sama najlepiej się uczeszę. Tak też robiłam, ale raz dałam się namówić teściowej na wspólne wyjście do fryzjera. Po tym gdy pani, nazwijmy ją Mariolka, wysuszyła mi włosy kilka razy parząc mnie suszarką po głowie i rozczesała moje sianko dość mocno się w to wczuwając, przystąpiła do robienia fryzury. Jakoś od początku mi się to nie podobało, a gdy na głowie przybywało mi więcej ciągnącego żelastwa i kolejnych warstw lakieru do włosów byłam pewna, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Efekt końcowy przerósł jednak moje najgorsze obawy. Z przodu moje włosy były ściśnięte i uklepane. W dodatku były tak sztywne z lakieru, że wyglądały jakbym co najmniej tydzień ich nie myła. To jednak nic w porównaniu z tym, co zobaczyłam gdy pani Mariolka przyszła z lusterkiem. Z tyłu połowa moich i tak cieniutkich włosów zwisała smętnie rozpuszczona, a połowa była ściśnięta na środku głowy w koczek. Na środku koczka była wsuwka co nadało całości wygląd... mysiej pity! Pani Mariolka zadowolona z efektu pyta: sypiemy brokacikiem? Ogarnęła mnie blada rozpacz, bo znajomi z którymi szliśmy na bal już czekali, a ja wyglądałam jak jakiś samuraj. Tłumaczyłam fryzjerce, że w ogóle mi się nie podoba i żeby coś z tym zrobiła, na co oburzona wykrzyczała: co ty sobie myślisz, mam jeszcze inne klientki! W końcu wytargała mi wsuwki razem z włosami, przeczesała, wzięła gumkę do włosów, związała i na koniec do poprawki psiknęła lakierem, a co! Wiedziałam, że nic już nie wskóram. Włosy pogniecione tym żelastwem i sztywne, umyć ich nie zdążę, teściowa nie ma prostownicy... Trudno, wyczesywałam lakier 15 minut z włosów po czym udało mi się zrobić z nich wysoki kucyk. Trochę wymiętolony ale co tam, ważne że się dobrze bawiłam. Szkoda tylko, że straciłam niepotrzebnie dużo czasu i nerwów, teściowej było przykro i pieniądze poszły na marne. Z dwojga złego wolę się już sama uczesać. Jeśli też tak robicie mam nadzieję, że przydadzą Wam się moje inspiracje :)
24 komentarze: